18 grudnia odbyła się na terenie holu Centrum Naukowo-Dydaktycznego UP we Wrocławiu już po raz drugi giełda terrarystyczna. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć nic o pierwszej edycji, nie było mnie wtedy we Wrocławiu – pewnie jakieś ważne sprawy, bo łatwo bym sobie nie odpuściła ;) Teraz nadrobiłam i przyznam, że trochę się obawiałam, ale impreza jest całkiem spora, większa, niż się spodziewałam. Wchodziło się, niestety, nie przez wejście główne gdzie na drzwiach wisiała kartka ze strzałką i napisem „Wejście obok”, a przez boczne, po czym trzeba było udać się na I piętro i dopiero tam usytuowana była akredytacja (potem okazało się, że przy głównym wejściu też wpuszczani są ludzie, ale nie dam głowy, że nie byli to wystawcy którzy mieli w pobliżu samochody). Wejście na giełdę to 4 zł.
Można było się zaopatrzyć zarówno w terraria różnego kształtu i wielkości jak i w wyposażenie i wystrój.
Nakarmić pupila też można było ;)
Wśród oferowanych zwierząt dominowały węże – przede wszystkim dusiciele i węże zbożowe; i jaszczurki, wśród których królowały gekony; licznie pojawiły też przesympatyczne kameleony.
Nie zabrakło żółwi, zarówno lądowych jak i wodnych.
Stawonogi niewiele ustępowały gadom w liczebności, prym wiodły oczywiście pająki ;)
Były też liśćce, karaczany i wije (dwa ostatnie omijałam z daleka, musicie mi wybaczyć brak zdjęć), patyczaki, straszyki, nawet mrówki.
Na jednym ze stoisk można było nabyć nawet podskoczki mułowe – nie widziałam jeszcze tych niezwykłych ryb w sprzedaży :)
Ogółem było ciekawie, jak dla mnie całkiem sporo ludzi, a byłam raczej rano, ale ja generalnie tłumów nie lubię. Wysoka frekwencja to raczej zaleta takich wydarzeń ;)
niezła fotorelacja
połowy okazów nie znam, a niemal wszystkie mnie zdumiały
kiedyś bywałem na giełdach akwarystycznych i pamiętam, że trafiały się różne cuda, ale to… znacznie przekracza moje doświadczenia ;-)
swoją drogą… jakoś nie potrafię do końca zaakceptować tego przemysłu. Tyle zwierząt w niewoli… ponad połowa z nich (jeśli nie jeszcze więcej) to pewnie zwierzęta łapane w dziczy…
Mam nadzieję, że te zwierzęta pochodzą z hodowli, nie z dziczy. Wydaje mi się, że nikt by nie przychodził na giełdę ze zwierzętami z przemytu, a z doświadczeń z pielęgniczkami wiem, że zwierzęta importowane z natury są dość drogie. Inna sprawa, że tam większość zwierząt był droga, ale to można wytłumaczyć trudnością w hodowli lub niską dostępnością w handlu danego zwierzaka.
z pewnością nie każdy przejaw takiego hobby jest związany z kłusownictwem, choć statystyka na ogół jest nieubłagana. Im większe zainteresowanie, tym mniejszy szacunek dla przyrody. Kiedyś pasjonowałem się akwarystyką i zauważyłem kilka takich niekorzystnych zjawisk – aby jednak nie było, wcale nie mam podstaw aby twierdzić, że są powszechne. Ot, narzekam trochę z przyzwyczajenia ;-)
gwoli prawdy… kilka okazów sam bym chciał mieć, zwłaszcza te straszykowate ;-)
Fajna fotorelacja, lubię zwierzaczki ale niektórych się boję :-) A co do zwierząt w niewoli – okropna rzecz, a właściwie fakt. Przeraziłam się jeszcze bardziej oglądając wspomniany na moim blogu program -SOS dla Świata w odcinku o zwierzętach trzymanych w niewoli. Mam nadzieję, że te nie przeszły i nie przechodzą takich męczarni …
Naprawdę sporo ciekawych rzeczy tam mają, miło, że na twoich zdjęciach zagościły dwa moje pupilki, czyli straszyk i ptasznik białokolankowy ;)